Na początek może krótki rys historyczny.
Moje modelowanie zaczęło się we wczesnych latach 70-tych. Chyba pierwszym modelem jaki - trudno powiedzieć że zrobiłem, raczej - przyglądałem się jak ojciec go robi, był polski, mały model okrętu wojennego. Prawdopodobnie nie był to nawet model żadnego konkretnego okrętu, a nazywał się, jeżeli dobrze pamiętam, po prostu i bezpretensjonalnie "Kontrtorpedowiec 'Niszczyciel'". Bardzo słaby był, tylko kilka części. Potem pamiętam śmigłowiec o nazwie "Śmigłowiec" z naklejkami "Polskie linie lotnicze LOT".
Potem zaczęły pojawiać się modele z NRD. Miałem ich sporo (lista niechronologiczna): An-12, Ił-28, Jak-40, Mig-15, Tu-144, Jak-24P, Mi-1, B-727, Caravelle, Mercure, Trident, Saab J-35, Wostok. Wcześniejsze kleił ojciec, potem powoli to czy tamto robiłem już sam.
W międzyczasie w Składnicy Harcerskiej pojawiły się nagle modele zachodnie firmy Tamiya - spory wybór samochodów, czołgów i parowozów, a oprócz tego narzędzia i farby firm Humbrol. Ojciec kupił czołg T-54 (ten przetrwał do dziś, zrobię notkę) i Lamborghini Miura (ta chyba nawet jeszcze istnieje, ale już nie u mnie).
Na zdjęciu: T-54 firmy Tamiya z wczesnych lat 70-tych, gąsienice tymczasem sparciały. Malowany świeżo przez syna.

Tamiya T54, zestaw z lat 70-tych
Farby powoli dawały modelom nową jakość. Bo na początku modele sklejało się, przyklejało naklejki i tyle. Kto wcześniej miał dostęp do jakichś porządnych farb czy przyzwoitych narzędzi? Dobrze jak tworzywo było chociaż w kolorze takim jak powinno, a nie jakieś seledynowe. Modele NRD-owskie były z tworzywa białego i srebrnego, miewały dołączoną farbę w kolorze srebrnym i to już wyglądało nieźle (zwłaszcza przy tych samolotach komunikacyjnych z dużymi, kolorowymi naklejkami).
Tymczasem ojciec kupił mi mojego pierwszego "Małego Modelarza" z Zamkiem Królewskim w Warszawie. Musiał być rok 1975 - bo wtedy była akcja z rozpoczęciem odbudowy, pamiętam do dziś jak byłem wcześniej w Warszawie z dziadkiem i widziałem zamek w ruinie. Dla 10-latka ten model był o wiele za trudny, ale prawie go skończyłem. Nie wszystko było w nim takie jak być powinno, bo niektórych rzeczy nie załapałem. No i moja technika też nie była jeszcze ta. Ale początek został zrobiony.
Potem nastąpiła wyraźna cezura - przeprowadzka do nowego mieszkania w roku 1977. Większość (albo i wszystkie?) modele poszły na śmietnik.
Dalej - w następnej notce.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------