Hobby różne, kwadratowe i podłużne

Dawno temu: Jak-1M

Tu również model z zestawu krajowego - ZTS Plastyk, Jak-1M, skala 1:72, kupiony i zrobiony w początku lat 80-tych. 

Jak-1M, ZTS Plastyk, skala 1:72

Jak-1M, ZTS Plastyk, skala 1:72

Wyszedł nie najgorzej, chociaż miałem problemy z asortymentem farb - brązowy jest chyba półmat i paskudnie odcina się od matowego zielonego. Pamiętam że miałem plany tego samolotu (chyba "Modelarz"), starłem z zestawu imitacje nitów poszycia i krawędzi podziału i naniosłem je na nowo według planów. 

Jak-1M, ZTS Plastyk, skala 1:72

Jak-1M, ZTS Plastyk, skala 1:72

Przetrwał też nieźle, chociaż nie idealnie - na pewno odpadła rurka prędkościomierza, a może i jeszcze coś. Zestaw również dostępny do dziś, ale wtedy model można było zrobić w dwóch wersjach - Jak-1 i Jak-1M, dziś są to osobne zestawy ( a może różnią się tylko pudełkiem?)

Jak-1M, ZTS Plastyk, skala 1:72

Jak-1M, ZTS Plastyk, skala 1:72

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tagi: , , ,

Kategorie:dawno temu, modele plastikowe

Skomentuj

Dawno temu: RWD-5bis

 No to jedziemy ze starymi modelami, które u mnie przetrwały. Oto RWD-5bis Stanisława Skarżyńskiego, wsławiony pierwszym przelotem przez Atlantyk samolotu turystycznego w klasie do 450 kg. Trasa była krótsza niż u Lindbergha (Południowy Atlantyk, Afryka-Ameryka Południowa), to i lot trwał "tylko" 20 godzin.

RWD-5bis, ZTS Plastyk, Skala: 1:72

RWD-5bis, ZTS Plastyk, Skala: 1:72

Zestaw produkcji polskiej, ZTS Plastyk, skala 1:72, kupiony i zrobiony w pierwszej połowie lat 80-tych ubiegłego wieku. Połączenia chyba już szpachlowałem (?), nie pamiętam jakich farb użyłem. Model prosty, ale zgrabny, przetrwał w stanie bardzo dobrym, tylko tam gdzie naklejki wygląda na przybrudzony.

RWD-5bis, ZTS Plastyk, Skala: 1:72

RWD-5bis, ZTS Plastyk, Skala: 1:72

Zestaw jest dostępny nadal.

RWD-5bis, ZTS Plastyk, Skala: 1:72

RWD-5bis, ZTS Plastyk, Skala: 1:72

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tagi: , , ,

Kategorie:dawno temu, modele plastikowe

Skomentuj

Moja modelarska historia (2)

Po przeprowadzce miałem 12 lat - a to przecież złoty okres w życiu młodego modelarza. Para poszła w modele kartonowe z Małego Modelarza. Naprodukowałem ich całe mnóstwo, ale oczywiście żaden z nich nie przetrwał.

Zrobiłem na przykład:

  • PZL.37 Łoś - to był duży model, z ładnym przeszkleniem i wnętrzem
  • Ciągnik siodłowy Jelcz z naczepą i kontenerem. To był chyba w ogóle najlepszy model ze wszystkich opublikowanych w Małym Modelarzu. Bardzo dokładny, z pełnym wnętrzem kabiny kierowcy, silnikiem, elementami zawieszenia i przeniesienia napędu...
  • Kuter pilotowy Pilot-20. Bardzo ładny model był.
  • HMS Victory. To była robota. Ale efekt średni - w tej skali jak się zrobi za dużo olinowania i żagle to wychodzi pajęczyna ze szmatami, a nie ładny model. I za dużo drobnych rzeczy jest na pokładzie, robi w sumie wrażenie śmietnika.
  • Ił-62. Dobrze wyszedł, ale biały papier szybko pożółkł na świetle.
  • Mig-25. Nawet skrzydła miały zmienną geometrię. Model wylądował potem w szkolnej pracowni P.O.

Był jeszcze model plastikowy produkcji radzieckiej - lodołamacz "Lenin". Całkiem niezły (chociaż ja jeszcze byłem słaby w te klocki). Model przetrwał do dziś, chociaż trochę sfatygowany.

Lodołamacz "Lenin"

Lodołamacz "Lenin"

Próbowałem jeszcze bawić się w modele z drewna - były dostępne radzieckie zestawy statków, napędzane gumą, ale to nie była moja ulubiona technika. W liceum wziąłem stojący w pracowni P.O. taki duży, ale marny, drewniany model niszczyciela Burza i mocno go poprawiłem, używając różnych materiałów i technik. Ciekawe czy jeszcze tam jest.

No i pojawiły się niezłe plastikowe modele czechosłowackie, firmy Kovozavody Prostejov. Miałem je prawie wszystkie. Te malowałem już w miarę jak należy - bo były farby (chociaż coraz trudniej było kupić nowe, a i te stare powoli zasychały). Ale jeszcze nie szpachlowałem. Malowanie możliwe było tylko pędzlem, o aerografie można było tylko czytać i marzyć. Parę tych modeli jeszcze mam (Po-2, Spitfire).

Potem nastąpiła kolejna faza - moja technika się wyraźnie poprawiła. Z części starych modeli zmyłem farbę i pomalowałem je na nowo, lepiej. Tę Miurę, początkowo pomalowaną na srebrno (bo tylko srebrną farbę miałem) przemalowałem najpierw na czerwono. Ale ponieważ czerwony miałem tylko mat, to na wierzch położyłem błyszczący bezbarwny. Ale to wyglądało okropnie, więc zmyłem lakier znowu i pomalowałem ją białym, błyszczącym Emolakiem - czyli farbą do okien. Bo nic innego nie było. Kupiłem szpachlówkę, niestety nie modelarską tylko jakąś półpłynną w kolorze różowym (czy wspominałem już, że czasy były ciężkie?). Zrobiłem jeszcze parę modeli polskich (Jaka-1 w dwóch wersjach, Czaplę z intensywnym poprawianiem błędów w tym modelu, Iła 2, RWD-5bis, RWD-8). Trafił się jeszcze jakiś vakuform (Jak-23), ale nie skończyłem go. Ostatnim moim modelem z tamtych czasów był żaglowiec, barkentyna, produkcji radzieckiej. Zestaw kupiłem tylko dlatego, że na pudełku wypatrzyłem zamazany napis Heller. Zestaw był całkiem niezły, ale wkrótce pojechałem na studia do NRD, chwilę czasu na robienie modeli miałem tylko w czasie wakacji (a i to nie każdych), a tak w ogóle to zacząłem robić prawdziwe rzeczy, więc modelarstwo przestało być atrakcyjne. Gdy w roku 1987 pracowałem na wakacjach w RFN, przywiozłem sobie trochę farb Revella, ale potem niewiele ich zużyłem.

Kilka z tych modeli przetrwało, mam je u siebie (tak dokładnie to stoją u syna w gablotce). Zrobię zdjęcia, zaprezentuję (uprzedzałem że będą tu egotripy 🙂 ) a potem przejdę do bieżącej produkcji.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tagi:

Kategorie:różne

2 komentarze

Moja modelarska historia (1)

Na początek może krótki rys historyczny.

Moje modelowanie zaczęło się we wczesnych latach 70-tych. Chyba pierwszym modelem jaki - trudno powiedzieć że zrobiłem, raczej - przyglądałem się jak ojciec go robi, był polski, mały model okrętu wojennego. Prawdopodobnie nie był to nawet model żadnego konkretnego okrętu, a nazywał się, jeżeli dobrze pamiętam, po prostu i bezpretensjonalnie "Kontrtorpedowiec 'Niszczyciel'". Bardzo słaby był, tylko kilka części. Potem pamiętam śmigłowiec o nazwie "Śmigłowiec" z naklejkami "Polskie linie lotnicze LOT".

Potem zaczęły pojawiać się modele z NRD. Miałem ich sporo (lista niechronologiczna): An-12, Ił-28, Jak-40, Mig-15, Tu-144, Jak-24P, Mi-1, B-727, Caravelle, Mercure, Trident, Saab J-35, Wostok. Wcześniejsze kleił ojciec, potem powoli to czy tamto robiłem już sam.

W międzyczasie w Składnicy Harcerskiej pojawiły się nagle modele zachodnie firmy Tamiya - spory wybór samochodów, czołgów i parowozów, a oprócz tego narzędzia i farby firm Humbrol. Ojciec kupił czołg T-54 (ten przetrwał do dziś, zrobię notkę) i Lamborghini Miura (ta chyba nawet jeszcze istnieje, ale już nie u mnie).

Na zdjęciu: T-54 firmy Tamiya z wczesnych lat 70-tych, gąsienice tymczasem sparciały. Malowany świeżo przez syna.

Tamiya T54, zestaw z lat 70-tych

Tamiya T54, zestaw z lat 70-tych

Farby powoli dawały modelom nową jakość. Bo na początku modele sklejało się, przyklejało naklejki i tyle. Kto wcześniej miał dostęp do jakichś porządnych farb czy przyzwoitych narzędzi? Dobrze jak tworzywo było chociaż w kolorze takim jak powinno, a nie jakieś seledynowe. Modele NRD-owskie były z tworzywa białego i srebrnego, miewały dołączoną farbę w kolorze srebrnym i to już wyglądało nieźle (zwłaszcza przy tych samolotach komunikacyjnych z dużymi, kolorowymi naklejkami).

Tymczasem ojciec kupił mi mojego pierwszego "Małego Modelarza" z Zamkiem Królewskim w Warszawie. Musiał być rok 1975 - bo wtedy była akcja z rozpoczęciem odbudowy, pamiętam do dziś jak byłem wcześniej w Warszawie z dziadkiem i widziałem zamek w ruinie. Dla 10-latka ten model był o wiele za trudny, ale prawie go skończyłem. Nie wszystko było w nim takie jak być powinno, bo niektórych rzeczy nie załapałem. No i moja technika też nie była jeszcze ta. Ale początek został zrobiony.

Potem nastąpiła wyraźna cezura - przeprowadzka do nowego mieszkania w roku 1977. Większość (albo i wszystkie?) modele poszły na śmietnik.

Dalej - w następnej notce.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tagi:

Kategorie:różne

3 komentarze

Rozmnożenie bloga, wcale nie cudowne

Poszło szybciej, niż się spodziewałem. Postawiłem WordPressa w trybie multisite, założyłem subdomeny, z motywu wydzieliłem wspólną część i zrobiłem warianty NRD-owski i do tego bloga jako child themes. Postanowiłem że nie będę za bardzo majstrował przy designie, zmienię tylko obrazek tytułowy, kolory, wywalę Robotronową czcionkę i zmienię donosicielskie teksty. To i nic dziwnego że poszło sprawnie. Nie wyszło za bardzo niebieskie? Może trochę stonować?

Bloga o Niemczech i NRD nie przerzuciłem jeszcze pod multisite, to trochę trudniejsza operacja z przenoszeniem tabel między bazami danych. Stąd loginy z nrdbloga nie działają tutaj, zresztą zastanawiam się czy powinny. Przemyślę to jeszcze. Ewentualnych komentatorów zarejestrowanych już na Polska - NRD - Niemcy - Świat proszę o podawanie przy rejestracji tutaj tych samych nicków i adresów mailowych, da to mi szansę zmergowania kont później.

O czym będzie tutaj? Na pewno będzie bardziej niszowo, dlatego zresztą nie chciałem rozwadniać nrdbloga tematami niezwiązanymi z Niemcami i NRD i interesującymi inne grupy czytelników. Oczywiście o ile w ogóle kogoś to zainteresuje, bo będą to głównie moje egotripy.

O czym konkretnie: Zamierzam tu pisać o głównie o modelarstwie, przedstawiać modele jakie zrobiłem kiedyś, jakie robię teraz, jak postępują prace. Zaprezentuję też to, co robi mój syn, obok modeli pojawi się Lego. I pewnie jakaś fotografia, jak coś ładnego nie pasującego na drugiego bloga mi wyjdzie. Albo jakaś recenzja, jak coś dobrego przeczytam. Generalnie hobby różne, kwadratowe i podłużne.

A tytuł "Jak połączyć hobby z przyjemnością" bezczelnie ukradłem - tak nazywał się w latach 70-tych ubiegłego wieku cykl satyrycznych monologów, bodajże Krzysztofa Jaroszyńskiego. Monologi były średnio śmieszne i średnio udane, ale tytuł nie najgorszy.

A czytelników nie znających mojego bloga o Niemczech i NRD serdecznie zapraszam pod adres:

http://nrdblog.cmosnet.eu

Warto!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tagi:

Kategorie:organizacyjne

Skomentuj